CD / Winyl, Agonia Records, album 2019
Dziewiąty album Norwegów został wydany w listopadzie tego roku przez rodzimą Agonia Records. I tak jak pierwsze cztery albumy hordy są dla mnie absolutnym musem z ich dyskografii, tak potem bywało różnie. Nie zmienia to jednak faktu, że zespół cenię sobie wysoko, chociażby za jego wczesny dorobek. A skoro jestem przy temacie ich wydawnictw, to kompletnie nie mogę przebrnąć przez poprzedniczkę "Non Debellicata", czyli "Psychopathology". Nie żeby był to słaby album, bo takowym nie jest, ale zupełnie nie pasuje mi tutaj logo RAGNAROK. Album brzmi niczym by wyszedł spod innego pióra twórcy, ale to tylko moja opinia. Wróćmy jednak do najnowszego dzieła Jontho i spółki. W dalszej części szczegóły z odsłuchu dziewiątego albumu Norwegów.
Nie da się zaprzeczyć, że obecne oblicze muzyczne hordy, to już zgoła inne granie niż to miało miejsce na pierwszych albumach. Owszem, nawet wracając w porównaniu do wspomnianych czterech pierwszych opusów, nawet wtedy zespół prezentował inne oblicza. Początkowe, które przepełnione sporą ilością surowych melodii, kontrastowało z pojawiającymi się klawiszami. Od trzeciego albumu RAGNAROK uderzył w bardziej bezpośrednie, wręcz archaiczne brzmienie ponownie wypełnione liniami melodycznymi gitar. Po "Diabolical Age" nadszedł "In Nomine Sathanas" a wraz z nim zaczęła się ewolucja struktur i muzyki Norwegów. Dlaczego o tym wspominam? Otóż powód jest jeden. Wydaje mi się, że "Non Debellicata" to pewnego rodzaju zwrot ku starszemu obliczu zespołu. Nic by na to nie wskazywało, a szczególnie brzmienie, które jest dość klarowne, ale w gitarach nie zabrakło tej kapki brudu. Struktury utworów w dużej mierze opierają się na riffach gitar i odnoszę wrażenie, że to one są tu, wespół z wokalem, motorem napędowym albumu. Sporo tu melodyjności, ale jest ona poniekąd podana w dość mocny sposób. Porzucono budowanie klimatu, jest za to bezpośredniość i duszna atmosfera. I owszem, sporo w tych riffach nawiązań do choćby takiego "Diabolical Age", ale w przypadku "Non Debellicata" mamy do czynienia z bezceremonialną niedwuznacznością - jest mocno, a riffy wręcz siłą kotłują się jeden za drugim w głowie. Konstrukcje są bardziej zdecydowane, kładą większy nacisk na grę tremolo. A wokół niej uczestniczymy w konkretnym bombardowaniu perkusji. Świetne partie, które nie absorbują uwagi ponad partie gitar, a jedynie współpracują z resztą instrumentów. Doświadczymy sporej ilości blastów, ale też i wolnych / średnich partii. Sposób zarejestrowania gitary basowej to po prostu kunszt - słyszalne wyraźnie w tle, budująca dynamikę a jednocześnie w niemalże idealnej symbiozie z resztą. I wokale. Jontho świetnie się wpasował w atmosferę albumu. Jego Black Metalowe wrzaski niesione na riffach... cholera aż ciężko to opisać. Najzwyczajniej świetnie.
Mam cichą nadzieję, że tym albumem RAGNAROK wraca na właściwy tor w swojej dyskografii po dość dziwnym "Psychopathology". Zapewne takie kunsztowne wydawnictwa jak "Arising Realm" czy "Diabolical Age" pozostaną niedoścignione w swojej klasie, ale "Non Debellicata" to również bardzo dobry album. Album, po który warto i wręcz należy sięgnąć by go mieć w prywatnych zbiorach.
Lista utworów:
1.Non Debellicata
2.Chapel of Shadows
3.Sanctimoneous
4.Bestial Emptiness
5.Nemesis
6.The Great Destroyer
7.Gerasene Demoniac
8.The Gospel of Judas Iscariot
9.Jonestown Lullaby
10.Asphyxiation
Linki do zespołu:
Linki do wytwórni:
Autor: W.