Francuski projekt, który zadebiutował w barwach kanadyjskiej Les Fleurs du Mal Productions, to kolejna tajemnicza zagadka w rozrastających się szeregach scenie Raw Black Metalu. Ostatnimi czasy, surowizny i coraz to nowszych projektów / hord mnoży się niczym grzyby po przysłowiowym deszczu. Osobiście mnie to zupełnie nie martwi, a wręcz odwrotnie, cieszy mordę. Nie będę ukrywał, że takie piwniczne granie niesie ze sobą największą dawkę ohydy, odrazy, nienawiści i Diabła, a te są dla mnie kluczowymi zagadnieniami dla Black Metalu.
CD / winyl / kaseta, Invictus Productions / Vrasubatlat, album 2018
DAGGER LUST to eucharystia zjełczałej posoki zlizywana z owrzodzonego ciała z którego pośmiertnie sączą się strumienie ropy. Fukk!!! Jaki to jest muzyczny wpierdol!!!!! Połączenie Black Metalu z Grindem jaki znamy z dokonań choćby Revenge, tyle że tutaj wyniesiono to na wyższy poziom poprzez całą masę stylistyki Noise. Projekt ten powstał w 2016 roku i zanim nagrano pełen debiutancki album, powstały dwa dema. W projekcie tym maczają paluchy ludzie z takich nazw jak Triumvir Foul, Witch Vomit, Serum Dreg czy Torture Rack. Tak więc zapraszam na spotkanie z bestialstwem najwyższego kalibru.
Ten Ukraiński projekt Black Metalowy powstał w 1998 roku. Pierwsze oficjalne demo zostało wydane dopiero w 2005 roku, ale z tego co wyczytałem, pierwsze dwa dema zostały zarejestrowane wcześniej (przed rokiem 2000), ale nie zostały dopuszczone do oficjalnego obiegu przez zespół. W tym samym roku co została powołany do życia horda, życie odbiera sobie perkusista Black Sorrow. Obecnie za zestawem perkusyjnym zasiada znany z multum hord sam Thorns będący w takich hordach jak Blut Aus Nord, Chaos Invocation, Darvaza, Cultist, Deathrow, Kult i wiele innych. Znając poprzednie albumy SHADOWS GROUND mogę powiedzieć, że jego wkład dodał wyjątkowej mocy temu albumowi. Tyle słowem wstępu.
Trzeci album Finów z PHLEGEIN to konsekwentna kontynuacja tego, co zaczęli prezentować na swoim debiucie. A przyznać należy, że od samego początku istnienia hordy, materiały były anachroniczne, osadzone głęboko w tradycyjnym surowym Black Metalu. Ten swoją bezpośredniością walił po pysku, a zarazem łechtał świetnymi melodiami. W skład hordy wchodzą muzycy udzielający się chociażby w takich znaczących tworach jak Forgjord czy Horna lub True Black Dawn. Nazwy znakomite, a to słuchać w aranżacjach "Devotion". Więcej szczegółów poniżej.
Przyszedł upragniony, wyczekiwany miesiącami urlop i
w końcu mam czas na przesłuchanie zaległej, odkładanej „na później” sterty
winyli. Całkiem niedawno w moje ręce wpadł album Amaguq – francuskiej hordy wykonującej
Black Metalowe dźwięki. Zespół powstał w 2010 roku, a członkowie tego bandu
pochodzą z Kanady. Occult Rituals of Anthropophagous Worship to ich druga i
póki co, ostatnia pozycja w muzycznej dyskografii. Wcześniej nagrali jeszcze
demo. Więcej o albumie poniżej.
Powstały w 2017 roku DIABOLIC RITES uderza ze swoim pierwszym pełnym albumem. Otrzymaliśmy potężną dawkę bezkompromisowego Black Metalu, który nawet w średnich tempach i zwolnieniach nie bierze jeńców. Szkoda, że póki co żaden z labeli nie zainteresował się tą hordą i oby się to w krótkim czasie zmieniło. Przejdźmy zatem do szczegółów "Litanies of the Lecherous".
Od czasów wydania debiutanckiego albumu Szwedów, narobiło się trochę szumu wokół tego projektu. Wydany w 2015 roku "Varg & Björn" doczekał się swojego następcy "Gudatall" w 2016 roku - więc dość szybko ukazała się dwójeczka, która została równie dobrze przyjęta w podziemiu. Obecna propozycja to już trzeci album duetu z MURG i przyniósł trochę zmian w samej muzyce, ale znowu nie aż tak dużych by szokowały słuchacza. "Strävan" to trzecia księga podróży po świecie mizantropii, izolacji i Naturze.
Irlandczycy tego roku nagrali swój debiutancki pełen materiał zatytułowany "Masque", który został bardzo dobrze odebrany przez gro maniaków w podziemiu. Chciałbym się jednak cofnąć do wydawnictwa poprzedzającego ten album i napisać kilka słów na temat nastepcy dwóch dem, a mianowicie o Epce "The Cursed Travails of the Demeter". Nie pytajcie czemu, ot po prostu z gdy ukazał się album, często jego odsłuch zaczynam własnie od tej Epki. Materiał zdecydowanie w żaden sposób nie jest pionierem odkrywania czegoś nowego, a wręcz przeciwnie - porusza się wypróbowanymi ścieżkami. Jednakże VIRCOLAC robią to na tyle sprawnie i dobrze, że nie można im zarzucić wtórności czy plagiatu. Poniżej szczegóły.
Drugi album Black Metalowej formacji z Finlandii ujrzał światło dzienne (??) zeszłego roku. Niestety gdzieś umknęła mi ta informacja i dopiero dość niedawno odkryłem, że DEVOURING STAR wydał za sprawą amerykańskiej Dark Descent Records następny materiał. A trzeba sobie przypomnieć, że "Through Lung and Heart" był naprawdę nietuzinkowym albumem. W okresie pomiędzy dwoma albumami zespół wypełniał maniakom ich muzyki mniejszymi wydawnictwami - EPka i dwa splity. Ciekawe pozycje i zdecydowanie warte sprawdzenia. A teraz słów kilka o "The Arteries of Heresy".
Duński Death Metalowy akt powstał w 1991 roku i był aktywny do 2000 roku. W pewnym momencie swojej kariery zespół niepotrzebnie zaczął ekperymentować i w efekcie zapędzili się w ślepy zaułek kończąc swoją przygodę z muzyką. Już od drugiego pełnego albumu pojawiły się ciągoty w kierunku stylistyki Death'n'Roll by finalnie przejść na straszny chłam zwany Groove Metalem. Maiło zapewne przynieść sławę oraz autobusy pełne nagich i chętnych na wszystko dziewczyn, ale rzeczywistość szybko zrewidowała gówniane posunięcia naszych bohaterów. DOMINUS zamyka swój rozdział, a na jego już zbezczeszczonych zwłokach powstaje kolejne badziewie Volbeat. Nawet, kurwa, nie pytajcie... Jakby nie było, pozostawili po sobie kawał zajebistej muzy aż do pełnej debiutanckiej płyty włącznie.
Pierwsze demo Duńczyków to solidna dawka old schoolowego Death Metalu. Może usłyszeć w ich muzyce inspiracje zarówno sceną amerykańską, ale pewne echa szwedzkiej szkoły pobrzmiewają w tych kompozycjach. Intro plus cztery utwory, które znalazły się na tej taśmie po prostu urywają głowę. Intensywny Death Metal bez zbędnych ozdobników czy fikuśnych riffów, miażdży wszystko na swojej drodze. Zanim zabrałem się za opisanie tego materiału, przyznaję że przesłuchałem go kilkanaście razy z otwartą japą. Szczena mi opadła, łezka w oku zakręciła... Niesamowita pasja, autentyczność, która pomimo archaicznego dźwięku jakim charakteryzowało się bodajże 95% wszystkich demosów z tamtego okresu, uderza w słuchacza z siłą infernalnego huraganu. Rytmiczne, chore i gęste riffy podbijane perkusją i basem idealnie pchają naprzód śmiertelną machinę o nazwie DOMINUS. Wolne tempa mieszają się z szybkimi, a ich łączenie jest bardzo naturalne. Wokale Michaela Poulsena to klasyka growli, głębokie i wywrzeszczane w najlepszej manierze! Świetny materiał trwający raptem siedemnaście minut. W natłoku zalewających nas nowości, 'Ambrosias Locus' to powiew stęchlizny starych dziejów.
CD / winyl / kaseta, Hammerheart Records, album 2019
Aktywny od 1993 roku pod nazwą Dark Sorceress, by w 1996 roku wreszcie przyjąć obecną po dziś dzień - CIRITH GORGOR, nazwę swoją zaczerpnął z dzieł J.R.R. Tolkiena. Siódmy album holendrów to mocna dawka Black Metalu, dzięki której popadłem w niemały zachwyt. Nigdy jakoś specjalnie nie śledziłem poczynań tej hordy, album "Untergang... / Победа !!!" jest w kolekcji na winylu, ale nic poza tym. Najnowszy materiał przekonuje mnie na tyle by odrobić zaległości i zagłębić się w ich twórczość.
Powstały w 2006 roku CSEJTHE wydał tego roku kolejny, trzeci album. Na tyle lat istnienia nie jest to zdecydowanie oszałamiający wynik. Nazwa hordy wywodzi się od nazwy zamku, w którym nie kto inny jak sama hrabina Elizabeth Bathory torturowała, upokarzała i mordowała setki dziewcząt. Pierwszy raz o tym tworze dane mi było usłyszeć dzięki kasecie demo wydanej przez francuską Infernal Kommando Records, a mianowicie "L'echo des ruines". I tak już pozostało do dziś, albumy stoją w kolekcji na półce a wraz z nimi wspomniane demo. Wracam często do ich twórczości, albowiem kanadyjski CSEJTHE to synonim jakości w Black Metalu.
Winyl, Werewolf Records, album 1997 (wznowienie 2017)
Wznowiony na winylu przez fińską Werewolf Records debiut amerykańskiego SUMMON, to istna wyprawa przez archaiczną miksturę Death i Black Metalu z domieszką patentów Thrashu. Tak do końca nie wiedziałem gdzie umieścić tą recenzję -> czy w regularnym dziale czy może w Zapomnianych Podziemiach Krypty. Skoro jednak wznowienie, to niech będzie i regularny dział. Powstała w 1991 roku horda, debiutowała tym materiałem w 1997 roku a następstwie wydano jeszcze cztery pełne materiały. Co prawda rok po założeniu chłopaki zawiesili działalność do 1994 roku by po nagraniu wszystkich albumów w 2006 roku zamknąć rozdział SUMMON na dobre. W 2010 roku zespół się reaktywował i rzekomo jest aktywny do dzisiaj, ale na chwile obecną (styczeń 2019) nie powstały żadne nowe materiały.
Mamy tutaj zbiór nagrań z okresu 2007-2008. Czas ten był okresem współpracy głównodowodzącego DROWNING THE LIGHT z muzykami Tazmańskiej sceny Black Metalowej. Jeśli zaś mowa o zawartości krążka, to mamy tu liczne nagrania ze splitów z: Forbidden Citadel of Spirits oraz z Empire of Tharaphita, taśm demo 'Tormented Nights' i 'Dungeon Rehearsal'. Ta ostatnia demówka to totalny sztylet w plecy nowoczesnej technice nagrań, albowiem reh został nagrany na magnetofonie kasetowym w sali prób.
Nie samą zatęchłą piwnicą człowiek żyje. A skoro na półkach sporo Death Metalu spod znaku Brutal, to czas opisać i jedną z nich. Dlaczego padło na debiut? Ano z prostej przyczyny - po prostu drugiego albumu nie jestem w stanie słuchać. Za dużo tam już inkorporowanych elementów stylistyki core oraz wokalizy Mark De Gruchy są najzwyczajniej słabe. Bardziej krzyczane niż osadzone w growlach, a mi to niestety nie odpowiada. Nastepca "Entity of Malevolence" starcił też sporo ciężaru w brzmieniu na rzecz czystego, niemalże klarownego brzmienia. Zapewne są zwolennicy takiego grania, a i zespół ma prawo tworzyć muzykę jaką chce. Mi to po prostu nie wchodzi. Dobra, bo to nie miało być o nowym albumie, a debiucie. Poniżej słów kilka o tym morderczym albumie.
Oto kolejna bestia, która wypluła w swoim krótkim żywocie raptem jedno demo. Wydawcą tej perełki była japońska wytwórnia Infernal Records. Podobnie jak opisywany zespół już nie istniejąca. NYBRAS powstał w 1991 roku i około roku po nagraniu tego materiału ślad po nich zaginął. Nie ma w tej historii w sumie nic nadzwyczajnego, bo wiele zespołów podzieliło podobny los w tamtym okresie. Można biadolić, że tylko jedno demo albo bardziej ogólnie rzecz ujmując - po co w ogóle o takich zapomnianych demach pisać? Nie znam odpowiedzi, ale i też nie chcę ich poznać. Dla mnie tego typu wydawnictwo to podróż w przeszłość, taki osobisty wehikuł czasu. Wychowywałem się na takich demach, dlaczegóż zatem nie przybliżyć kilku z nich? W każdym bądź razie, NYBRAS uprawiał rasowy Death Metal. Co do składu, to mieliśmy tutaj pięciu kolesi z których dwóch jest obecnych w undergroundzie do dzisiaj. Basista Josh gra w Doom Metalowych Sin Of Angels i Black Acid Prophecy, a Kenny ich wokalista zasila Grindowy Gutbucket. Nie pytajcie, bo nie znam i nie sprawdzałem.
Zespoły, projekty muzyczne Roggi Johanssona to niezliczona wyliczanka. Jednego dnia możemy rzucać liczbą dziewiętnastu, by za kilka dni się okazało, że już macza paluchy w kolejnym projekcie. THOSE WHO BRING THE TORTURE to jedno ze starszych dzieci Roggi, które narodziło się w 2007 roku w Szwedzkim miaateczku Kiruna. Po wydaniu dwóch pierwszych albumów, zespół jednak zawiesił działalność, by powrócić po dwóch latach w 2012 roku. Jedynym oryginalnym członkiem składu jest właśnie Rogga. Tak więc bez zbędnego dalszego owijania w bawełnę, czas na kolejną porcję Szwedzkiego Death Metalu.
Debiutancki album Szkockiego VALARAUKAR jest juz dostepny za sprawą Niemieckiej Iron Bonehead Productions. Zespół powstał na prochach NNGNN, inne projektu tych samych muzyków. Nie wiem kompletnie co ukazało się na dwóch EPkach jakie zostały przez tenże projekt zarejestrowane. Tyle co podpowiada Metal Archives - czyli jakaś wypadkowa Black i Thrash Metalu. W przypadku VALARAUKAR sytuacje jest zgoła odmienna. Mamy tu do czynienia z Black Metalem - miksturą pomiędzy tradycyjnym Norweskim graniem drugiej fali, a trochę bardziej nowszym podejściem do tematu. Szczegóły, jak zawsze, poniżej.
Mija nam dziewiąty rok milczenia od czasu nagrania debiutanckiego pełnego materiału Szwedów. Poprzedzająca 'Likblek' demówka, już była zacnym kąskiem zapowiadającym konkretne Black Metalowe granie, a podpisanie papierów z rosyjską DWP tylko potwierdziło przypuszczenia. Debiut ukazał się rok po materiale demo i niestety od tego czasu zapadła cisza. Trudno. Z drugiej strony materiał, który nagrano jest na cholernie wysokim poziomie i na dobrą sprawę lepiej nawet jeszcze czekać kilka lat na następcę, niż horda miała by nas uraczyć przeciętniakiem.