CD, Putrid Cult, album 2019
(English translation below)
13 lat minęło i oto zeszłego roku ukazał się debiut Warszawskiej ekipy SACROFUCK. Po drodze zespół raczył podziemie pomniejszymi wydawnictwami, ale nie było tego za wiele: 4 dema i 2 splity. "Ekstaza Upodlenia" to album zdecydowanie nie dla wszystkich, ale o tym już w dalszej części tekstu.
Po pierwszym odsłuchu byłem zmiażdżony. Kanonada dźwięków jakie przetoczyły się po mnie była bolesna niczym rozciąganie średniowiecznym kołem. Z kolejnymi odsłuchami było podobnie, ale powoli zaczęło do mnie docierać, że to nie jest zwykły Death Metal. Owszem, są tam jakieś nawiązania do Grindu, ale nie w tym rzecz. Skłaniam się do stwierdzenia, że SACROFUCK łupie tą swoją muzykę i ma wypierdolone na wszystkich. Ich Death Metal jest ohydny, wręcz... no ja pierdolę, trzeba to powiedzieć, chujowy. Nie oznacza to jednak, że to zła etykieta i że każdy powinien omijać ten album. Nic z tych rzeczy! Owa chujowość jest tu cechą jak najbardziej na plus. Cechą, która będzie odstraszać przypadkowych słuchaczy. To nie jest muzyka dla metaluszków szukających ślicznych dźwięków Behemoth i bijących kitę do Adasia. "Ekstaza Upodlenia" to archaiczny, brudny, obskurny Death Metal, który najzwyczajniej ma za zadanie wprowadzić słuchacza w stan określony w tytule płyty. Tu nie ma chwili wytchnienia by wysyp blastów został przerwany na dłużej jak chwilę - muza ocieka paskudnym ścierwem, jest wściekła niczym amok Teda Bundy'ego w żeńskim akademiku.
Dla wielbicieli wszelakich chorób mentalnych i piewców seryjnych morderców - płyta obowiązkowa. Zdecydowanie odradzam słuchanie na kacu, bo grozi staniem się jednym z nich.
(English version)
13 years have passed and last year the debut of the Warsaw SACROFUCK crew was released. Along the way, the band was buzzing with smaller releases, but there wasn't much of it: 4 demos and 2 splits. "Ekstaza Upodlenia" is an album definitely not for everyone, but that's what we'll talk about later.
After the first listening, I was crushed. The cannonade of sounds that rolled over me was painful like stretching on a medieval wheel. It was similar with the next listenings, but slowly I started to realize that this is no ordinary Death Metal. Yes, there are some references to the Grind, but that's not the point. I'm inclined to say that SACROFUCK is tearing this music apart and don't give a shit about anyone. Their Death Metal is hideous, even... Fucking hell, you have to say it, shitty. But that doesn't mean that it's a bad etiquette and that everyone should skip this album. None of that! This shitty thing is a plus here. A feature that will scare off random listeners. It's not music for metal kids looking for beautiful Behemoth sounds and wanking to Adam's photos. "Ecstasy of Depravity" is an archaic, dirty, squalid Death Metal, which simply has to put the listener in the state specified in the title of the album. There's no time to rest here for the blasts to be interrupted for as long as a moment - the music is dripping with a nasty carcass, it's as mad as Ted Bundy's amok in a women's dormitory.
For lovers of all sorts of mental illnesses and serial killers - a must-have record. I strongly advise not to listen on a hangover because it threatens to become one of them.
Lista utworów:
1.Leszek P.
2.Czekam z ufnością
3.Podobieństwo
4.Śmierć spragniona
5.Nie znaczy nic
6.Palacz zwłok
7.Ogień
8.Obraz
9.Kłoda
Linki do zespołu:
Linki do wydawcy:
Autor: W.