CD, Werewolf Promotion, EP 2021
(English translation below)
Szczerze mówiąc to nazwa STANDVAST do dzisiaj nie była mi w ogóle znana. Jako, że w ręce wpadło mi najnowsze wydawnictwo tego zespołu z Holandii, to od razu wziąłem się za słuchanie i szukanie kilku informacji na temat tego tworu. Powstał on w 2015 roku i do tej pory nagrał dwa albumy, jeden album koncertowy, split i EP, która właśnie sączy się z głośników. Materiał ten został nagrany w trójosobowym składzie, jednak w sieci dokopałem się do informacji, jakoby trzon zespołu tworzyły dwie persony: Nortfalke oraz Rödulv, którzy znani są z udziału w wielu innych projektach, by wspomnieć tylko takie nazwy jak: TAMKAPPE, SALACIOUS GODS, ARSEGEN czy UUNTAR - który niedawno dał się poznać za sprawą splitu z rodzimym EVILFEAST. Nie przeciągając już, zapraszam do poniższej recenzji.
Na krążku znalazło się siedem utworów, które trwają łącznie prawie dwadzieścia minut. Co do muzycznej zawartości, to mamy tu do czynienia z black metalem, który wykorzystuje średnie i nieco szybsze tempa. Przyznam się, że na początku nie porwała mnie ta płyta, ale wraz z kolejnymi odsłuchami było o wiele lepiej. STANDVAST nie odkrywa na nowo black metalu i jak się okazuje wcale nie musi go na nowo odkrywać, bo świetnie radzi sobie wypluwając riffy dobrze już znane, które nie jeden raz się przewinęły na scenie. To z czym się tu mierzymy to black metal, który opiera się dość mocno na szkielecie agresywnego punk rocka, a jednocześnie zachowuje swoją metalową, obskurną stylistykę, która w moim przypadku od razu nie złapała mnie za gardło, ale tak jak wspomniałem, wystarczyło dać szansę tej płycie i wszystko się zmieniło. Muzyka jest prosta ale i drapieżna, a przy tym zachowuje wysoki stopień dynamiki i całkiem fajnych chwytliwych melodii. Riffy gitar są mocno oparte na sekcji rytmicznej. Pojawiają się również partie solowe, które narzucają mocną melodię. Należy również wspomnieć o gitarze basowej, która brzmi tu bardzo wyraźnie, do tego wręcz stopnia, że momentami wychodzi mocno do przodu, przygłuszając riffy gitary elektrycznej. Jest to oczywiście plus, bo brzmi to jak jakaś swoista walka żywiołów. Czasami w tle słychać niezbyt rozbudowane aranżacje klawiszy. Budują w ten sposób lekką atmosferę, która nie narzuca się i daje tylko trochę tła dla tej agresywnej muzyki. Perkusja jest zagrana bardzo równo i świetnie słychać wszystkie bębny. Bardzo podoba mi się to brzmienie, które podkręca tempo, a z drugiej strony odnoszę wrażenie, jakby perkusista zagrał na tym instrumencie z wielką łatwością. Najwięcej piekielnego ognia dostarcza wokal, który jest gardłowy, bardzo chropowaty i od pierwszego, do ostatniego utworu pluje jadem. Jeżeli lubicie stare klimaty, gdzie muzyka black metal czerpie garściami z innych gatunków, a przy okazji zachowuje swoją agresywną formę, to ten materiał z pewnością przypadnie Wam do gustu.
(English version)
To be honest the name STANDVAST was unknown to me until today. As the latest release of this band from the Netherlands fell into my hands, I immediately took to listening and searching for some information about this formation. It was formed in 2015 and so far has recorded two albums, one live album, a split and an EP that is just pouring out of the speakers. The material was recorded with a three-member line-up, however, online I dug up information that the core of the band is formed by two personae: Nortfalke and Rödulv, who are known for their participation in many other projects, just to mention such names as TAMKAPPE, SALACIOUS GODS, ARSEGEN or UUNTAR - who has recently made himself known through a split with the native EVILFEAST. Without further ado, I invite you to the following review.
There are seven tracks on the album, which last almost twenty minutes in total. As far as the musical content is concerned, we are dealing here with black metal which uses medium and slightly faster tempos. I must admit that at the beginning I wasn't captivated by this album, but with the next listening it was much better. STANDVAST doesn't reinvent black metal and, as it turns out, it doesn't have to reinvent it at all, because it does a great job of spitting out well known riffs, which have been played on stage more than once. What we're dealing with here is black metal, which is based quite heavily on a skeleton of aggressive punk rock, while still retaining its metal, dingy style, which in my case didn't immediately grab me by the throat, but as I mentioned, it was enough to give this album a chance and everything changed. The music is simple yet predatory, while still maintaining a high degree of dynamics and some pretty cool catchy melodies. The guitar riffs are heavily based on the rhythm section. There are also solo parts that impose a strong melody. We should also mention the bass guitar, which sounds very clear here, even to the point that at times it comes strongly forward, drowning out the electric guitar riffs. It is of course a plus, because it sounds like some kind of battle of the elements. Sometimes in the background you can hear not very elaborate arrangements of keyboards. In this way they build a light atmosphere, which does not impose itself and gives only a little background for this aggressive music. The drums are played very evenly and you can hear all the drums very well. I really like this sound, which turns up the tempo, and on the other hand I have the impression that the drummer played this instrument with great ease. The most infernal fire is provided by the vocal, which is throaty, very harsh and spits venom from the first to the last track. If you like old climates, where black metal music draws handfuls from other genres, and at the same time retains its aggressive form, this material will surely appeal to you.
Lista utworów:
1. I
2. II
3. III
4. IV
5. V
6. VI
7. VII
Linki do zespołu:
Linki do wytwórni:
Autor: P.