Winyl / CD / Kaseta, Lusitanian Music / Hellprod Records / Goatica Records, album 2016
Istniejący już od 1990 roku DECAYED, to jeden z pionierskich zespołów z Portugalii jeśli mowa o podziemnym Black Metalu. Na swoim 11-stym albumie nie znajdziemy żadnych ale to absolutnie żadnych nowości w ich stylistyce gry. Do dzisiaj te trio hołduje starej szkole gry. W tak podanej stylistyce gry, nie ma tutaj czasu na urozmaicenia i wkraczanie w strefy duchowe. Zresztą, wystarczy spojrzeć na tytuły utworów by zauważyć, że w przypadku DECAYED siła leży w prostocie. J.A., który to do dnia dzisiejszego stoi za sterami tej hordy uparcie realizuje swoją wizję. Tym niemniej zostałem mile zaskoczony gdy w 2011 roku szeregi DECAYED zasilił Vulturius znany przede wszystkim ze swojego solowego projektu Irae oraz współtworząc wraz z liderem Corpus Christii twór będący czystym hołdem dla Les Legiones Noire, a mianowicie Morte Incandescente. Muzyków przewinęło się sporo przez hordę, ale nie ma się czemu dziwić - to w końcu 29 rok w undergroundzie, a u ludzi różnie z determinacją do grania bywa. No ale te dywagacje pozostawmy na boku, czas przejść do meritum tej recenzji.
'The Burning of Heaven' to jak wspomniałem 11-sty pełen album zespołu, ale jakby podliczyć wszystkie dema, splity i EP'ki to otrzymujemy wynik 59 wydawnictw. Nieźle, prawda? Wspominałem już o determinacji J.A., ale trzeba to jemu przyznać raz jeszcze - facet jest opętany Diabelskim Metalem! Przecież poza DECAYED, ma jeszcze poboczne hordy w których tworzy: Hoth, Alastor i Thugnor. Należy dodać, że Portugalczycy nie odnieśli żadnego sukcesu ze swoją muzą. Ot, mają rzeszę oddanych fanów i tyle a grają dla własnego zaspokojenia ego. Przejdźmy zatem do albumu. Materiał zawarty na nim jest stricte gitarowy, bardzo dynamiczny ale nie pozbawiony też pewnej dozy klimatu. Jak wspomniałem, zespół porusza się wedle reguł starej szkoły, więc nie ma tutaj parcia by całkowicie odrzucić takie elementy jak instrumenty klawiszowe czy nawet sporadyczne kobiece wokale. Właśnie dzięki temu, że klawisze momentami pojawiają się w tle reszty instrumentarium, materiał zyskuje na jakby lekkim zróżnicowaniu. Poza ciągłym bombardowaniem ostrymi riffami aranżacjami, mamy wplecione elementy przywodzące na myśl wymieszany patos z niepokojem. Owa makabreska bardzo dobrze się sprawdza w kontraście ze stricte Black Metalowymi patentami. Aha, zapomniałem dodać że w muzyce DECAYED tkwi jakby ogniwo mrocznego rock'n'rolla. Utwory potrafią być rozbudowane, w żaden sposób nie hipnotyczne, a trwające ponad 10 minut jak choćby utwór tytułowy. Brzmienie jest czytelne, pozbawione większej chropowatości, ale twardo i bez wahania nawiązujące do starych nagrań sprzed ponad 20-stu lat. Szczerze mówiąc to przy takich dźwiękach nie ma za wiele 'pierdolenia', ot 'The Burning of Heaven' to kawał zajebistego Metalowego grania, którego szczyle nie łykną a starzy wyjadacze docenią. Zero podążania za trendami, zero oglądania się za siebie, pieprzony Black Metal z dużym naciskiem na drugi człon owej łatki. Według mnie rewelacja w kategorii chamskiego hołdu dla czasów minionych i trzymania się sztywno określonej stylistyki bez względu czy to się komuś podoba czy nie. Po opisanym tutaj albumie, ukazał się już dwunasty materiał hordy, więc przyjdzie i czas opisać owe dzieło. Póki co, niech płoną tytułowe niebiosa, a nam pozostaje tylko dopingować owe spustoszenie.
Lista utworów:
1. The Rise of Darkness - Prologue
2. The Burning of Heaven
3. Son of Satan
4. Dark Soul - The Prophecy
5. War of the Gods
6. Defy thy Master
7. The Mirror of Usire
8. Halls of Torment Part II
9. Night of the Demons - Introduction
10. Deaf Forever
11. Cravado na Cruz
12. Revered in Blasphemy
Linki do zespołu:
Linki do wytwórni:
Autor: W.