CD, Redefining Darkness Records, album 2020
(English translation below)
Powstały w 2017 roku ANGEL MORGUE to pieprzony Death Metal! Aaaarrrgggghhhh!!! Tu można by było zamknąć recenzję i uwierzcie, że na dobrą sprawę nie trzeba nic dodawać. Materiał jest nieziemsko ciężki, zły i pełen pogardy dla świętych wartości. O tym będzie nieco więcej w dalszej części recenzji. ANGEL MORGUE powstał w 2017 roku i poza debiutanckim albumem, o którym sobie zaraz powiemy w szczegółach, ma na swoim koncie jeszcze jedną taśmę demo. Cała piątka muzyków gra w innych projektach, których nazwy niewiele mi mówią poza jedną - Martyrvore! Tutaj Josiff Scurto jest odpowiedzialny wyłącznie za wokale, które... Ok, przejdźmy do zawartości "In the Morgue of Angels".
Materiał Amerykanów to naprawdę jeden wielki konkret. Nie ma tu może odkrywczości, poruszania się i eksplorowania nowych rejonów (za co chwała wam panowie!!), ale mamy w zamian ohydny i ociekający zgniłą posoką ze ścierw anielskich Death Metal. Co w tym najlepsze, że materiał czerpie ze szwedzkiej szkoły grania (szybsze partie tremolo), a ta z kolei została poddana mutacji na modłę amerykańską zderzając się z absolutnym ciężarem walca. Zresztą, mówiąc o tym albumie jako o wyłącznie Death Metalowym jest absolutnie niewybaczalne, ponieważ elementy Doom są obecne niemal w całej rozciągłości trwania "In the Morgue of Angels". Trzeba przyznać, że zespół totalnie wie co robi, a każdy z instrumentów składa się na wizerunek debiutu. Nie ma miejsca na zbędne pierdolenie, ot najwyższej próby Death / Doom Metal. Praca gitar to studnia bez dna w której naprzemiennie mieszają się wolne melodyjne, ciężkie riffy z tymi bardziej agresywnymi, szybkimi, powiedziałbym nawet, że siermiężnymi. Zwolnienia miażdżą, pełne jaskiniowego feelingu a zarazem powagi. Pojawia się element melancholii zamkniętej w brutalności. I te sprzężenia... Wokalnie mamy tu przekrój głębokich growli, krzyczanych partii... Jak wspomniałem Josiff odwalił kawał niesamowitej roboty, a jego tony głosu ubrały "In the Morgue of Angels" w istnie diabelską atmosferę. Perkusja trzyma się wytycznych old schoolowego grania, brak łamania tempa, ale zamiast tego jest nacisk na motorykę utworów.
Według mnie album ten to cholerny majstersztyk, który trzeba mieć w kolekcji. Wersja na winylu też by się przydała, bo obok Mortiferum z chęcią bym go postawił na półce. Po prostu z automatu jest to klasyk w 2020 roku, przynajmniej dla mnie.
(English version)
ANGEL MORGUE, founded in 2017, is fucking Death Metal! Aaaarrrgggghhhhh!!!! Here you could close the review and believe me - no need to add anything. The material is incredibly heavy, evil and full of contempt for holy values. There's going to be a little more about that in the nextpart of the review. ANGEL MORGUE was created in 2017 and apart from the debut album, which we're about to tell ourselves in detail, it has one more demo tape to its credit. All five musicians play in other projects, whose names don't tell me much except one - Martyrvore! Here Josiff Scurto is only responsible for the vocals, which... Okay, let's go to "In the Morgue of Angels" to grab more details about it.
The American recording is really one big concrete thing. There may not be any discovery, movement and exploration of new areas (for which I praise you guys!), but instead we have a hideous and dripping rotten ichor from carcasses of angels' Death Metal. What's best about it is that the material comes from the Swedish school of playing (faster tremolo parts), which in turn has been mutated to American model by colliding with the absolute weight of the road roller. Anyway, speaking of this album as exclusively Death Metal is absolutely inexcusable, because the elements of Doom are present almost in the entire duration of "In the Morgue of Angels". One has to admit that the band totally knows what they are doing, and each of the instruments make up the image of the debut. There is no room for unnecessary bullshit, just the highest of Death / Doom Metal. The work of guitars is a bottomless pit where slow melodic, heavy riffs alternate with the more aggressive, fast ones, I would even say coarse ones. The slow downs are crushing, full of cavernous feeling and at the same time solemn. There appears an element of melancholy closed in brutality. Vocally, there's a cross-section of deep growls, screaming parties... As I mentioned, Josiff did an amazing job, and his tones of voice dressed "In the Morgue of Angels" in a devilish atmosphere. The drums follow the guidelines of old school playing, no breaking the pace, but instead there is an emphasis on the morotic tracks.
In my opinion, this album is a damn masterpiece that you have to have in your collection. The vinyl version would also come in handy, because I'd like to put it next to Mortiferum on the shelf. It's just a classic in 2020, at least for me.
Lista utworów:
1.Lust Murderer
2.Raped in Church (Touched by God)
3.Sacrificial War of Death
4.The Various Stages of Decomposition
5.Holocaust Perversions
6.The Sigil and the Key
7.Cosmic Torment
8.In the Morgue of Angels
Linki do zespołu:
Linki do wydawcy:
Autor: W.